Komuniści wykorzystywali pogrom ludności żydowskiej w Kielcach do porachunków politycznych. Polacy, jako naród ponoszą konsekwencję komunistycznej propagandy – mówili historycy, biorący udział w konferencji naukowej nt. pogromu ludności żydowskiej w Kielcach.
Debata historyków zorganizowana przez IPN poprzedziła – przypadającą na niedzielę – 75. rocznicę pogromu kieleckiego.
Prof. Jakub Tyszkiewicz z Uniwersytetu Wrocławskiego mówił o oddźwięku zdarzeń z lipca 1946 roku w prasie amerykańskiej. Podkreślił, że w przeważały w niej cytaty z oficjalnych wypowiedzi władz komunistycznych. „Część prasy amerykańskiej winę za wydarzenia z 4 lipca 1946 roku przypisywała +elementom faszystowskim+ i miał być on najprawdopodobniej centralnie zorganizowany” – mówił.
Przypomniał, że korespondent „The New York Times” w Warszawie William Laurence pisał, iż Polska jest „tradycyjnie antyżydowskim krajem, gdzie antysemityzm jest rozpowszechniony”.
Podkreślił, że amerykańscy dziennikarze bezrefleksyjnie przytaczali słowa m.in liderów komunistów – Władysława Gomułki i Edwarda Ochaba, którzy usiłowali połączyć antysemitów z osobą Stanisława Mikołajczyka, politycznego oponenta z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Oskarżano go o „chęć zepchnięcia kraju przepaść wojny domowej i anarchii”.
ZOBACZ TEŻ: Akt oskarżenia wobec dwóch podejrzanych o podpalenie składowiska w Nowinach
Dodał, że w połowie lipca 1946 roku przedstawiono szersze wystąpienie Stanisława Mikołajczyka, w którym wyrażał on przekonanie, że służby bezpieczeństwa pozwoliły na dokonanie pogrom w Kielcach. Natomiast wojsko nie zadziałało z normalną szybkością i siłą wobec tłumu.
Z krytyką amerykańskiej prasy spotkała się też ocena sytuacji w Polsce dokonana przez prymasa Augusta Hlonda, wedle której wzrastający antysemityzm miał być skutkiem obecności Żydów na czołowych pozycjach w rządzie oraz niechęci do takiego rodzaju rządu, którego większość Polaków nie akceptowała. Wg amerykańskiej prasy, nie uspokajała ona sytuacji w Polsce – „co powinno być pragnieniem każdego duchowego przywódcy w tym kraju”.
Po pogromie kieleckim, jednym z głównych oskarżonych o jego podżeganie stali się „andersowcy” – przypomniał w swoim wystąpieniu prof. Witold Mędykowski z archiwum Yad Vashem w Jerozolimie. Zwrócił uwagę, że była to główna narracja władz komunistycznych.
„Pogromy Żydów w Polsce, które spowodowały zaostrzenie wzajemnych stosunków wywarły duży wpływ na masowe opuszczanie kraju w kierunku Izraela. Polska stała się jedynie przystankiem dla ludności żydowskiej. W 1968 roku upadł mit komunistów jako obrońców Żydów. Jednak Polacy w dalszym ciągu ponoszą konsekwencje komunistycznej propagandy i odpowiedzialności zbiorowej. Pomimo wielu prób zmiany stosunków na lepsze nadal jest wiele żalu, poczucia krzywdy, rozgoryczenia czy nienawiści. Ludzką tragedię wykorzystano do celów propagandowych i porachunków politycznych” – powiedział prof. Mędykowski.
Dr Tomasz Domański z IPN konfrontował opracowania historyczne wydarzeń antyżydowskich z 4 lipca 1946 r. opisane w najnowszej polskiej literaturze. Podkreślił, że trwa obecnie ożywiona debata naukowa w środowisku polskich historyków. Ścierają się w niej dwa stanowiska – z jednej strony próbuje się wyjaśniać kwestie postawy Polaków wobec Żydów przez pryzmat antysemityzmu, z drugiej podkreślana jest rola czynników sytuacyjnych w tym prowokacji komunistycznych.
Odnosząc się do publikacji „Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego” Joanny Tokarskiej–Bakir, Domański zwrócił uwagę, że autorka – jako czynniki, które przyczyniły się do pogromu kieleckiego – wymieniła: wrogość Polaków wobec Żydów, antysemityzm, przekonanie wielu osób, że Żydzi porywają dzieci by pobrać krew na macę, a także obawy dozorców kamienic przed żydowskimi roszczeniami oraz – cytując, użyte przez badaczkę określenie – „panoszenie się Żydów”.
„Koncepcja rozwikłania przyczyn pogromu sprowadzała się więc do wniosku, że 4 lipca 1946 r. w Kielcach nastąpiło swoiste porozumienie różnych, bardzo często przeciwstawnych sił, które połączył antysemityzm, a prowokacja nie była w ogóle potrzebna” – mówił historyk.
Zestawił to jednocześnie z badaniami historyka IPN Ryszarda Śmietanki-Kruszelnickiego, który w opublikowanych w ostatnich latach artykułach oraz recenzji książki Tokarskiej-Bakir przedstawił szereg zagadnień, których analiza skłania do pytań o przebieg wydarzeń w Kielcach 4 lipca 1946 r. Śmietanka-Kruszelnicki zwrócił uwagę m.in. na protokół przesłuchania Hanki Alpert, wskazujący wprost na elementy prowokacyjne w wyjaśnieniu przyczyn pogromu. Zgodnie ze słowami Alpert tego dnia kilku żołnierzy wtargnęło do budynku Komitetu Żydowskiego, po czym zdjęło mundury i czapki i otworzyło ogień do ludzi zgromadzonych przed budynkiem.
Dr Domański stwierdził też, że sprawna reakcja władz mogłaby powstrzymać tłum. Tak stało się na stacji kolejowej Kielce-Herbskie, gdzie tego dnia również doszło do agresji wobec Żydów, ale tłum został powstrzymany.
„Te wydarzenia pokazują, że dwóch ludzi mogło z powodzeniem ochronić jednego człowieka przed nacierającym tłumem. Pytanie dlaczego tak się nie stało na Plantach nasuwa się samo” – powiedział.
Mateusz Lisak z kieleckiej delegatury IPN podkreślił, że obraz pogromu w Kielcach w świetle literatury obcojęzycznej jest przedstawiany jako „miejscowa intensyfikacja antysemityzmu Polaków i przemocy antyżydowskiej”. Tymczasem – powołując się na słowa amerykańskiego historyka Davida Engela – zauważył, że do pogromu mogło dojść „w każdym miejscu, o każdym czasie, w każdych warunkach i bez żadnej prowokacji”.
„Brak jest także refleksji nad tym, dlaczego zatem w przypadku największego pogromu w historii powojennej, w którym zginęło co najmniej 37 Żydów, jest tak wiele wątpliwości związanych z potencjalnym zaplanowaniem mordu” – zaznaczył.
W jego ocenie, w literaturze zagranicznej mało miejsca poświęca się szczegółowej analizie pogromu, a istniejące wątpliwości uznaje się za „już rozwiane lub niemające wpływu na ogólny wydźwięk wydarzenia”.
Zwrócił uwagę, że pierwsze informacje na Zachodzie pochodziły w przeważającej mierze z trzech źródeł – od władz komunistycznych, od Żydów, którzy wyjechali z Polski i od ważnych osobistości, które przebywały w wówczas w Polsce i uznano je za wiarygodne. „Z tego powodu była to narracja często stronnicza, na którą rzutowało doświadczenie wojny, często opuszczenie rodzinnego kraju, a także dezinformacja ze strony komunistów” – zaznaczył historyk.
Ponadto – jak mówił – narracja o pogromie rozwijała się za granicą przez kilkadziesiąt lat bez kontaktu z nauką polską, która z kolei nie mogła podejmować tego tematu aż do upadku komunizmu.
Zgodnie z ustaleniami IPN, w czasie pogromu kieleckiego, w którym uczestniczyli cywilni mieszkańców miasta, milicjanci i żołnierze, zginęło 37 osób narodowości żydowskiej (35 zostało rannych) i troje Polaków.
Tego dnia w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się obywatele narodowości żydowskiej. Na tle rabunkowym zamordowano mieszkankę Kielc pochodzenia żydowskiego Reginę Fisz i jej kilkutygodniowe dziecko. Kielecki pogrom w 1946 r. sprowokowała plotka o uwięzieniu przez Żydów chrześcijańskiego chłopca i rzekomym dokonaniu na nim rytualnego mordu. Dziewięć z dwunastu osób (w większości przypadkowych), oskarżonych o masakrowanie Żydów skazano w pospiesznym, pokazowym procesie na śmierć i stracono. (PAP)
Autor: Wiktor Dziarmaga
wdz/ pat/