Instytut Pileckiego oraz mieszkańcy upamiętnili w czwartek w Chmielniku (Świętokrzyskie) Mariannę i Wacława Stradowskich, zamordowanych przez Niemców za ukrywanie podczas II wojny światowej pięciorga Żydów.
Uroczystości rozpoczęto w południe mszą w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Chmielniku. Po nabożeństwie nastąpiło odsłonięcie pamiątkowej tablicy. Wydarzenie zorganizowano w ramach programu „Zawołani po imieniu”, który realizuje Instytutu Pileckiego.
“Ciężko było rodzinie przez te wszystkie lata dlatego, że w PRL-u nie bardzo dbano o tę pamięć, w zasadzie to było najbardziej zmarginalizowane doświadczenie, a w wolnej Polsce wydawało się, że zawsze były ważniejsze rzeczy. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni – cała wspólnota lokalna, szkoły – za to żeby tak wychować młodzież, aby nigdy nie zapominała. Jako chrześcijanie i katolicy jesteśmy zobowiązani do wybaczenia, ale nie oznacza to amnezji, musimy to pamiętać” – mówiła dyrektor Instytutu Pileckiego prof. Magdalena Gawin.
Zwracała uwagę, że konflikt zbrojne w Europie nie wygasły. “Teraz jest nowy konflikt na Ukrainie i w moim najgłębszym przekonaniu zbrodnia nienazwana może powtórzyć się raz jeszcze. Pamiętajmy wszyscy, że Europa Zachodnia nie zna śmierci za pomoc. Wprowadzono ją w Polsce, na terenach współczesnej Ukrainy i Serbii, ale tutaj było najwięcej ofiar. Dlatego my musimy być pewni tego doświadczenia, żeby przekazywać je innym. Nigdy więcej śmierci za pomoc” – podkreśliła.
ZOBACZ TEŻ: 80 dzieci przebadano w Osieku w ramach akcji profilaktycznej „Nie nowotworom”
W Chmielniku od wieków mieszkała społeczność żydowska – w międzywojniu stanowiła ok. 80 procent ogółu mieszkańców. Niemiecka napaść na Polskę w 1939 roku położyła kres żydowskiej obecności w mieście. Już w pierwszej połowie 1941 roku w mieście powstało getto, w którym umieszczono nie tylko chmielnickich Żydów, ale także zwiezionych z innych miast okupowanej Polski. Kilkanaście miesięcy później rozpoczęła się likwidacja getta, która ostatecznie zakończyła się w grudniu tego samego roku. Żydów zgromadzono na tzw. rynku bydlęcym, oddalonym od miasta o dwa kilometry. Niemcy na miejscu zamordowali około pięciuset Żydów, pozostałych przewieziono głównie do Treblinki.
Maria (Marianna) Stradowska z domu Piotrowska (ur. 1900) wraz z trójką dzieci: Wacławem (ur. 1921), Matyldą (ur. 1924) i Kazimierą (ur. 1926) mieszkała w domu przy ulicy Szydłowskiej w Chmielniku. Owdowiała w 1926 roku i od tamtej pory samodzielnie utrzymywała rodzinę, prowadząc gospodarstwo rolne.
Z ustaleń dr. Wojciecha Cedro z Instytut Pileckiego, który badał sprawę rodziny Stradowskich, wynika, że kiedy rozpoczęła się likwidacja chmielnickiego getta do rodziny Stradowskich przyszła z prośbą o pomoc grupa Żydów: dwaj bracia Pasternakowie oraz niezidentyfikowane z nazwiska małżeństwo z mniej więcej dziesięcioletnim dzieckiem. Maria i jej nastoletnie dzieci dali im schronienie we własnym domu i umieścili żydowskich lokatorów w pokoju, w którym wcześniej trzymali sprzęt rolniczy.
31 stycznia 1943 roku, późnym wieczorem – najprawdopodobniej wskutek donosu – do domu Stradowskich przyszli niemieccy żandarmi (m.in. Julian Świątek i Bernhard Krause). Drogę wskazał im jeden z mieszkańców Chmielnika. Na miejscu żandarmi odnaleźli kryjówkę i bestialsko zamordowali pięcioro Żydów. Zwłoki ofiar zostały zabrane i pochowane na cmentarzu żydowskim w Chmielniku.
Marii i trójce jej dzieci udało się uciec. Rodzina wróciła do domu, kiedy żandarmi odeszli, jedynie Wacław – z obawy o swoje bezpieczeństwo – pozostał w ukryciu. Dom prawdopodobnie był obserwowany, bo kiedy kilka dni później zjawił się w nim Stradowski, natychmiast wraz z matką został zatrzymany przez żandarmów. 11 lutego 1943 roku oboje zostali przetransportowani do Niemieckiego Zakładu Karnego w Pińczowie 11 lutego 1943 roku, gdzie postawiono im zarzut udzielenia schronienia Żydom. Stamtąd trafili do więzienia w Kielcach, gdzie 25 marca odbyła się ich rozprawa przed sądem specjalnym. Maria i Wacław Stradowscy zostali skazani na karę śmierci.
19-letnia Matylda i dwa lata młodsza Kazimiera zostały same na gospodarstwie. Jeździły na widzenia z matką i bratem, wysyłały paczki z żywnością, listy. Napisały też podanie do gubernatora Hansa Franka, wierząc, że uda się uzyskać złagodzenie kary. Wyrok śmierci został jednak utrzymany. Niemcy zamordowali Marię i Wacława Stradowskich 23 grudnia 1943 roku, w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia. Matylda i Kazimiera nie otrzymały też wiadomości o wykonaniu wyroku, dostały jedynie paczkę z rzeczami matki i brata.
Kamień pamięci, na którym znajduje się tablica z nazwiskami upamiętnionych osób – Marianny i Wacława Stradowskich – odsłonięto na rogu ulic Wspólnej i Lubańskiej.
“Moja babcia i jej syn za bezinteresowną pomoc zostali rozstrzelani. Do dzisiaj nie mają pochówku. Pozostałe dwie nastoletnie córki – Matylda i Kazimiera – zostały bez środków do życia. Najbardziej dotkliwe było to, że zmagały się z prześladowaniem, głodem, zimnem i bólem. Ta historia jest wielkim cierpieniem i śmiercią niewinnych ludzi tak po jednej, jak i po drugiej stronie. Jak również wielkim poświęceniem całej rodziny Stradowskich” – powiedziała Krystyna Paradowska, wnuczka Marii Stradowskiej i siostrzenica Wacława Stradowskiego.
Dziękowała za przygotowaną uroczystość oraz upamiętnienie członków jej rodziny. “Niech ta tablica nie pozwoli zapomnieć o tragedii, jak również skłania do refleksji” – dodała.
List do uczestników uroczystości skierował ambasador Izraela w Polsce Jaakow Liwne, który podkreślił, że rodzina Stradowskich w chwili najcięższej próby wykazała się męstwem i niezłomnością.
“W czasie zagłady świadomie narazili swoje życie i udzielili schronienia żydowskim uciekinierom, prześladowanym przez hitlerowski reżim tylko za to, że byli Żydami. Pokazali, czym jest prawdziwe człowieczeństwo i niestety zapłacili za to najwyższą cenę. To bohaterowie, którym jesteśmy winni największy szacunek. Ich postawa powinna stanowić dla nas, przyszłych pokoleń wzór do naśladowania. Pamięć o nich powinna wzmacniać wzajemny więzy, łączące Polskę i Izrael” – podkreślił Liwne.
Burmistrz Chmielnika Paweł Wójcik zwracał uwagę na heroiczne zachowanie Marii i Wacława Stradowskich, “którzy w czasie, kiedy każdy żył w strachu, postawili na szali życie swojej własnej rodziny i nie bacząc na konsekwencje, pomogli potrzebującym”.
W 1947 roku odbył się proces Stefana Pawłowskiego, posądzonego o współpracę z niemieckim okupantem. Pawłowskiego uniewinniono. Juliana Świątka, jednego z niemieckich żandarmów, początkowo skazano na karę śmierci, w 1950 roku wyrok zmniejszono do 15 lat więzienia, a w 1956 roku do 10 lat. Drugi z żandarmów, Bernhard Krause, nigdy nie odpowiedział za swoje czyny.
W Chmielniku do inicjatywy dołączył Ośrodek Edukacyjno-Muzealny “Świętokrzyski Sztetl”, który w swojej przestrzeni wystawienniczej zaprezentował wystawę mobilną “Zawołani po imieniu”. Wspólnie z tą placówką Instytut Pileckiego przeprowadzi też skierowane do pedagogów szkolnych warsztaty edukacyjne.
Program “Zawołani po imieniu” – poświęcony jest osobom narodowości polskiej zamordowanym za pomoc Żydom w czasie okupacji niemieckiej. Łącznie z bohaterami z Chmielnika upamiętnione już 64 osoby. Program jest objęty Patronatem Narodowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy w Stulecie Odzyskania Niepodległości. (PAP)