Związkowcy „Solidarności” w starachowickich zakładach MAN Bus nie podpiszą porozumienia z zarządem firmy w sprawie zwolnień 860 pracowników przedsiębiorstwa. „Nie został spełniony żaden z naszych postulatów” – powiedział PAP przewodniczący zakładowej Solidarności Jan Seweryn.
Zarząd firmy Man Bus zapowiedział w listopadzie zwolnienie 860 osób, w większości pracowników zatrudnionych przez agencję pracy tymczasowej, jak również osób mających umowy czasowe. Decyzję argumentowano spadkiem sprzedaży, wzrostem kosztów materiałów i energii oraz ogólną sytuacją na rynku.
Podczas negocjacji z zarządem firmy związkowcy wysunęli kilka postulatów. Seweryn podkreślił w rozmowie z PAP, że żaden z nich nie został spełniony. Głównym postulatem był program dobrowolnych odejść. „Ten postulat został przez zarząd firmy zdecydowanie odrzucony. Program polega na tym, że pracodawca ogłasza, że pracownik, który chce odejść z firmy, dostaje np. sześć pensji. Zgłosiłyby się wtedy osoby, które nie chcą już w firmie pracować, zachęceni dodatkową odprawą. To rozwiązuje problem, bo nie byłyby zwalniane osoby, które dalej chcą tutaj pracować” – powiedział szef zakładowej „Solidarności”. Władze firmy nie zgodziły się jednak na takie rozwiązanie.
„Pracodawca argumentował to kosztami i obawą, że z firmy odejdą fachowcy” – wyjaśnił stanowisko zarządu firmy w tej sprawie związkowiec.
Drugi postulat związkowców dotyczył wypłacenia zwalnianym osobom dodatkowej odprawy w wysokości sześciu miesięcznych pensji, poza tym, co gwarantuje Kodeks Pracy. Chodziło o pracowników zarówno tych, którzy mają umowy na czas określony, jak i tych, którzy mają umowy czasowe.
„Pracodawca też ten postulat odrzucił. Mowa jest tylko o odprawach i to jeszcze w mniejszym zakresie, niż to postulowaliśmy. Dostałoby je tylko 90 pracowników, którzy są na umowach stałych, a 250 osób na umowach terminowych +pójdzie z niczym+. Chociaż niektórzy z nich pracują w firmie nawet cztery lata” – podkreślił Seweryn. Dodał, że zarząd firmy nie opublikował do tej pory listy zwalnianych osób.
„Pracownicy są cały czas poddenerwowani. Nie wiedzą, czy znajdują się na tych listach. Chociaż zarząd i dział personalny ma te listy i trzyma je w tajemnicy” – zaznaczył związkowiec, który zapowiedział, że zakładowa „Solidarność” nie podpisze porozumienia z zarządem firmy w sprawie zwolnień w przedsiębiorstwie. Protest związkowców ma w tej sprawie charakter symboliczny.
„Przedstawiciele pracodawcy we wtorek ogłosili, że są trzy warianty rozwiązania tej sprawy. Albo takie porozumienie podpiszą wszystkie związki zawodowe w firmie, albo podpiszą te związki, które chcą, albo nie podpisze nikt, a pracodawca i tak zrobi to, co zaplanował” – powiedział Seweryn. Dodał, że jego zdaniem zarząd firmy „chciał w ten sposób +umoczyć+ związki zawodowe w te zwolnienia.
„Pracodawca powiedziałby np., że wspólnie ze związkami zawodowymi ustaliliśmy, że zwalniamy tyle i tyle ludzi. Poszłyby komunikaty do mediów i zarząd firmy rozłożyłby odpowiedzialność za zwolnienia nie tylko na siebie, ale i na związki zawodowe. Może i byśmy się w to lekko zaangażowali, gdyby nasze postulaty zostały spełnione. Wiadomo, że jeśli już te zwolnienia mają być, to przynajmniej na europejskim poziomie. Nie może tak być, że ludzie po czterech latach pracy odchodzą z niczym” – podkreślił przewodniczący zakładowej „Solidarności”. Dodał, że pierwsi pracownicy już odeszli z pracy.
„Redukcja zatrudnienia już trwa. Umowy o pracę, które kończą się w tych dniach, nie są już przedłużane” – powiedział Seweryn.
Katarzyna Michta z MAN Bus powiedziała PAP, że zarząd firmy do czasu zakończenia rozmów ze związkowcami, nie będzie komentował całej sprawy. Dodała, że po ich zakończeniu wyda specjalne oświadczenie.
Firma MAN Truck and Bus SE w przesłanym w listopadzie do mediów oświadczeniu poinformowała, że przyjęła kompleksowy pakiet działań mających na celu restrukturyzację działalności w obszarze autobusów. Wskazano, że sprzedaż w tym obszarze spadła z około 7400 pojazdów w 2019 r. do około 4600 w 2021 r. Natomiast w pierwszych dziewięciu miesiącach 2022 r. sprzedano około 2800 autobusów.
„Ze względu na pogorszenie się ogólnej sytuacji gospodarczej spowodowane wojną na Ukrainie i związany z tym wzrost kosztów materiałów i energii, w perspektywie krótko- i średnioterminowej nie można spodziewać się znaczącej poprawy sytuacji rynkowej i sprzedażowej, a tym samym rozwoju działalności autobusowej. Z tych względów konieczne jest pilne dostosowanie struktury tego obszaru biznesowego” – przekazała w wówczas spółka.
Aby w dalszym ciągu móc elastycznie reagować na wymagania rynku, szczególnie w Europie, obie fabryki autobusów firmy – w Ankarze (Turcja) i Starachowicach (Polska) – będą kontynuować produkcję. Jak jednak zastrzeżono, będzie to wymagało dostosowania dziennych mocy produkcyjnych do aktualnego rozwoju sytuacji na rynku.
„W polskim zakładzie produkcyjnym w Starachowicach w przyszłości ma być produkowanych osiem jednostek autobusowych dziennie zamiast obecnych dwunastu” – wyjaśnił cytowany w komunikacie Michael Kobriger, członek zarządu ds. produkcji i logistyki w MAN Truck and Bus SE. „To planowane zmniejszenie mocy produkcyjnych zmusi nas do zlikwidowania 860 miejsc pracy w zakładzie w Starachowicach” – dodał Kobriger.
Fabryka autobusów MAN w Starachowicach zatrudnia ok. 3500 pracowników. MAN TRUCK & BUS Polska działa w kraju od ponad 20 lat. Firma poza niskopodłogowymi autobusami miejskimi produkuje m.in. pojazdy ciężarowe – w podkrakowskich Niepołomicach. (PAP)
autor: Janusz Majewski