Stanisław Sobczyk: Świętokrzyskie budownictwem stoi. Wywiad z wiceprezesem Lafarge w Polsce

Województwo świętokrzyskie ma wyjątkową pozycję w kraju, jeśli chodzi o przemysł cementowy. Znajdują się tu aż trzy duże zakłady produkcyjne, a jeden z nich – Cementownia Małogoszcz – należący do LafargeHolcim przejdzie wkrótce gruntowną modernizację. O tym i wielu innych tematach porozmawialiśmy z panem Stanisławem Sobczykiem – wiceprezesem Lafarge w Polsce

Redakcja: Jak do tego doszło, że związał Pan całą swoją karierę z branżą cementową?

Stanisław Sobczyk: To długa historia. Wszystko zaczęło się w 1983 roku, kiedy ukończyłem Wydział Mechaniczny Politechniki świętokrzyskiej. Mój starszy brat pracował wtedy w Cementowni Małogoszcz, która wówczas była młodym 9-letnim zakładem. To on przekonał mnie do podjęcia tam pracy. W tym roku mija 37 lat jak złożyłem dokumenty i rozpocząłem staż. Tu stawiałem swoje pierwsze kroki w branży cementowej, aczkolwiek wtedy nie wiązałem z tą branżą dalszych planów mojego rozwoju.

Red.: Co pana skłoniło, żeby jednak zostać?

S.S: Zanim Lafarge przyszedł do Polski w 1995 roku, dwa razy próbowałem zmienić pracę. Za pierwszym razem był to kielecki Chemar. Nie ukrywam, że były tam lepsze zarobki, bardziej technologicznie zaawansowany przemysł, niż produkcja cementu, znacznie bliższy dla mechanika, którym jestem z wykształcenia. To było jeszcze przed okresem transformacji, kiedy cementownie przekształcano w formę spółek skarbu państwa lub prywatyzowano. Nie było rekrutacji zewnętrznej, pracę w zakładach zmieniało się za porozumieniem stron. Gdy Chemar wystąpił z pismem o moje przeniesienie ,wtedy dyrekcja i dział kadr skutecznie przekonali mnie abym pozostał w cementowni, pojawiły się nowe propozycje dotyczące mojego dalszego rozwoju. Za drugim razem było podobnie. Chciałem przenieść się do Zakładów Zbrojeniowych im. gen. Waltera w Radomiu. Moja żona i teściowie mieszkali w tym mieście. Teraz widać, że pozostanie w branży cementowej było dobrą decyzją, bo tamtych zakładów już nie ma. Obecnie cementownia jest w innych rękach, ale rozwija się bardzo dobrze. Jestem pierwszym wiceprezesem w Lafarge, który właśnie tutaj 37 lat temu zaczął zdobywać pierwsze doświadczenia zawodowe. To dowód na to, że firma dba o pracownika, szuka cały czas możliwości dla jego rozwoju, także poza granicami kraju.

Red.: Widziałem, że miał Pan także okazję pracować w innych krajach, m.in. Austrii i Południowej Afryce. Nadzorował Pan zakłady w Niemczech, Mołdawii i Rumunii. Jakie to było dla Pana doświadczenie i jak na tle zagranicznych zakładów wypadają polskie cementownie?

S.S: Powiem tak: dzisiaj cały polski sektor cementowy nie ma się czego wstydzić i nie powinien mieć żadnych kompleksów względem innych krajów. Pozycja polskich inżynierów, jeśli chodzi o branżę cementową jest bardzo wysoka. Polscy eksperci mają świetną reputację nie tylko w Europie, ale i na świecie. Przez to, że zakłady zostały sprywatyzowane są olbrzymie perspektywy rozwoju i wymiany doświadczeń, tego całego know-how. Przeniesienie do Wiednia z Cementowni Małogoszcz, którą zarządzałem w latach 2005-2009 było dla mnie potężnym skokiem i możliwością rozwoju, zdobycia wiedzy i nawiązania kontaktów. Wtedy w Technical Center w Wiedniu pracowało 130 inżynierów z całego świata. 29 języków, można powiedzieć 29 kultur. Multikulturowe środowisko o wielkiej i różnorodnej wiedzy. Nie ukrywam, najbardziej obawiałem się przeniesienia do Niemiec. Polacy w tamtym czasie kojarzyli się głównie z tym, że jeździli tam do pracy w rolnictwie. Obawy moje były związane z tym, jak będę przyjęty wyznaczając nowe kierunki rozwoju cementowni niemieckich. Moje wątpliwości okazały się niepotrzebne. Pracowałem tam 3 lata i z wieloma osobami mam kontakt do dziś, nawet jeśli nie są już w naszej grupie korporacyjnej. To było dla mnie ogromne doświadczenie na różnych poziomach, nie tylko wymiany wiedzy i informacji, ale także kultury. Moim zdaniem było to kluczowe doświadczenie, jeśli chodzi o moją karierę zawodową.

Red.: Aktualnie pełni Pan obowiązki Dyrektora Przemysłowego Cementu. Na czym polega Pana praca?

S.S.: Jestem odpowiedzialny za strategię i wizję rozwoju dla polskich zakładów cementowych w perspektywie krótko i długoterminowej. Plany opracowuję we współpracy z dyrektorami zakładów, korygujemy to, dyskutujemy, jakie są drogi do wykonania stawianych celów. Uzgadniamy to później z Grupą na poziomie regionu. W przypadku dużych inwestycji rozmawiamy już z zarządem korporacji. Są to tematy dotyczące strategii na poziomie unijnym i globalnym, jak np. deklaracja zerowej emisyjności do 2030 i 2050 roku. Rozpisujemy etapy dojścia do wytyczonych celów wg tzw. ‘roadmap’. Mówiąc krótko moja praca obejmuje cały proces naszej działalności – od wizji, poprzez strategię i jej wdrażanie, aż do części operacyjnej.

Red.: Jak bardzo zmieniła się branża cementowa od momentu kiedy rozpoczynał Pan pracę? Nie ukrywam, że słuchając opowieści starszych członków rodziny i znajomych o tym, jak wyglądały okolice świętokrzyskich cementowni kiedyś i konfrontując to z tym, jak te zakłady wyglądają teraz wydaje mi się, że w ostatnich dziesięcioleciach została wykonana ogromna praca.

S.S.: Ma Pan rację –można powiedzieć, że sam zakład nie wyglądał najlepiej, wszędzie dużo białego pyłu. Wtedy nie było jeszcze tzw. elektrofiltrów, nie mieliśmy tego całego know-how, jak rozwiązywać kwestie emisyjności. Kiedy nastąpiła transformacja w latach 90-tych wszystkie zakłady cementowe zostały sprywatyzowane. Moim zdaniem jest to najbardziej udana prywatyzacja w Polsce, a cały sektor faktycznie zyskał ogromne korzyści. Były pakiety inwestycyjne, zrezygnowano z tzw. metod mokrych produkcji cementu. Powstały programy, które miały umożliwić zmianę technologii tych energochłonnych i przestarzałych na nowoczesne metody suchej produkcji klinkieru. To się zaczęło w 1995 roku. Inwestowanie odbywało się na dużą skalę, zaczęto stosować nowe filtry workowe tzw. BAT – Best available technology. Branża cementowa zainwestowała wtedy w sam rozwój prawie 10 miliardów złotych. To są ogromne pieniądze, ale to się opłaciło. Sam Pan powiedział – trawa zielona przed cementowniami w Polsce, znacznie lepsze warunki i bezpieczeństwo pracy. Nie mamy się czego wstydzić w Europie – nasz przemysł jest najnowocześniejszy dzięki tym pakietom inwestycyjnym. Niemcy, Szwajcarzy i Francuzi zazdroszczą nam, że mamy taki poziom zaawansowania technologicznego. Dziś cementownie są znacznie mniej emisyjne i w dalszym ciągu pracują nad redukcją emisji, tak jak my w Małogoszczu czy Kujawach. Myślę, że mamy szansę być najbardziej ekologiczną branżą przemysłową na świecie.

 

Red.: W województwie świętokrzyskim znajdują się trzy duże cementownie. Jakie miejsce w tej branży ma nasz region?

S.S: Myślę, że Świętokrzyskie budownictwem stoi. Trzy cementownie, dwa duże zakłady wapiennicze, wiele zakładów kruszywowych. Jadąc przez świętokrzyskie żartuję, że w każdej wiosce jest mniejsza lub większa kopalnia i coś cennego się z tej ziemi wydobywa. Gdy pracowałem koło Bydgoszczy i jechałem do Inowrocławia lub do Cementowni Kujawy, to widziałem często jak ciężarówki ze świętokrzyskiego jadą z kruszywem w różne zakątki całego kraju. Jeśli zawęzimy to do cementu, to trzy świętokrzyskie cementownie produkują prawie50% zużywanego w Polsce cementu. Można powiedzieć, że jesteśmy liderem. Żadne województwo nie ma tylu zakładów o tak dużym potencjale produkcyjnym. Świętokrzyskie to też kuźnia kadr dla całego sektora cementowego w kraju.

Red.: Jak trwająca pandemia odbija się na wynikach cementowni? Czy spowolnienie gospodarcze dotarło do tej branży?

S.S.: To trudne pytanie, widzimy co prawda mniejszą sprzedaż w stosunku do tego, co zakładaliśmy, jednak nie są to tak drastyczne spadki jak np. dla branży automotive czy przemysłu meblarskiego. Na tle Europy też nie wypadamy źle w porównaniu do Hiszpanii czy Włoch. Mam oczywiście obawy przed kolejnymi latami, bo uważam, że realne konsekwencje pandemii odczujemy później.

Dzisiaj rząd i administracja samorządowa na walkę z koronawirusem potrzebują dużych nakładów na służbę zdrowia, dodatkowe szpitale, specjalną infrastrukturę i wyposażenie. To naturalnie odbije się na innych obszarach. Samorządy już mniej inwestują. Skutki przyjdą więc za rok, dwa, trzy. Uważam, że z pandemii będziemy wychodzili przez dekady. Ten rok idzie jeszcze siłą rozpędu – są dokańczane trwające inwestycje. Obawy są o kolejne lata, bo skutki wychodzenia z pandemii trzeba rozpatrywać w perspektywie długoterminowej.

Red.: Czy w związku z koronawirusem praca w zakładach takich jak np. Cementownia Małogoszcz zmieniła się?

S.S.: Nastąpiły drastyczne zmiany. Kiedyś mieliśmy wszelkie spotkania face to face, nawet poranne, operacyjne. Czuło się atmosferę zespołu i mobilizację. Przy pierwszej fali pandemii przeszliśmy na spotkania on-line. Przekaz informacji jest ten sam, ale tego ducha zespołu trochę brakuje. Każdy siedzi w swoim pokoju, rozmawiamy, wszystko sprawnie idzie, ale brakuje – tego klimatu integracji. Widać, że ludzie są już głodni tych kontaktów międzyludzkich. Wszyscy są już tym zmęczeni.

Oczywiście zachowujemy wszystkie reżimy sanitarne w zakładach i biurach. Wprowadzona została obowiązkowa kontrola temperatury u pracowników, dostawców, klientów, obowiązek noszenia maseczek i dystansowanie się na korytarzach. Wszystko jest inaczej niż było. Wprowadzamy też izolacje pracowników, którzy mieli kontakt z zakażonymi, nawet jeśli nie ma takich decyzji odgórnych. Najważniejsze jest to, że utrzymujemy ciągłość produkcji i nawet gdy są jakieś absencje to staramy się wszystko tak ustawić, żeby zapewnić regularne dostawy do naszych klientów.

Red.: Chciałbym teraz przejść do modernizacji cementowni Małogoszcz. Na czym będzie ona polegała i jakie argumenty stoją za jej przeprowadzeniem?

S.S.: Gdy dwa lata temu zostałem szefem działu produkcji cementu na Polskę, kończyłem pięcioletnią pracę w Cementowni Kujawy. Zrealizowaliśmy tam wtedy pakiet modernizacji, która stała się perełką, jeśli chodzi o nowości technologiczne w Europie i na świecie. Moim marzeniem było zrobić coś podobnego w Małogoszczu. Nie tylko dlatego, że tu zdobywałem pierwsze szlify, ale też dlatego, że cementownia ma już prawie50 lat, czyli można powiedzieć – dobiega kresu swojego życia.

Biorąc pod uwagę strategię, którą mamy w grupie, czyli program zero emisji uznałem, że musimy w Małogoszczu iść w kierunku jednego pieca i jednej instalacji, podobnie jak na Kujawach. Wtedy te nakłady pójdą na jedną linię, a nie na trzy, które obecnie istnieją, więc koszty nie będą multiplikowane. Poza tym obecne piece są energochłonne w porównaniu do nowych technologii.

Przygotowaliśmy różne scenariusze – modernizację pieców obecnych lub budowa nowego. Chcieliśmy przekonać grupę korporacyjną do tej drugiej opcji. Z analiz wyszło, że to rozwiązanie pozwoli na zredukowanie emisji CO2 o 20% i zmniejszy zużycie energii elektrycznej o 1/3. Mieliśmy więc mocne atuty, zgodne ze strategią grupy korporacyjnej, które pokazywały, że to ma sens. Żeby dostać zgodę na tę inwestycję musieliśmy spełnić szereg wymogów. Niebagatelną dźwignią była możliwość zrealizowania go w ramach Polskich Stref Inwestycji. Mamy duże doświadczenie z Kujaw w takiej współpracy.

Wszyscy pytają mnie, dlaczego wystąpiliśmy do Krakowskiego Parku Technologicznego, a nie do Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Starachowicach. To dlatego, że powiat jędrzejowski podlega już pod Kraków, więc ta decyzja nie była zależna od nas. Chcę dodać, że bardzo cenimy zaangażowanie KPT. To ważny partner, już od początku współpraca układała się bardzo dobrze. Z resztą, przypieczętowaliśmy to tablicą pamiątkową przy wjeździe do Cementowni Małogoszcz.

Jesteśmy z tego projektu tym bardziej dumni, że przychodzi on w okresie pandemii. Teraz nikt nie inwestuje dużych pieniędzy, tylko obserwuje, co dalej będzie się działo. Ten region potrzebuje takich inwestycji jak kania dżdżu. Będzie to na pewno dużym impulsem do rozwoju.

Dużym atutem do pozyskania tej inwestycji była przychylność władz, mieszkańców i związków zawodowych. Od lat 80-tych nie mieliśmy tu strajków. Dogadujemy się ze wszystkimi i ta dobra współpraca na wielu płaszczyznach nie jest bez znaczenia. Ważne były również kompetencje ludzi, które budowane są w tym zakładzie od 46 lat. Jest to widoczne na mapie Lafarge w Europie i śmiało możemy się porównywać z kadrą inżynierska i specjalistami winnych krajach, a nawet to inni mogą się od nas uczyć.

Red.: Jakie korzyści dla regionu przyniesie modernizacja Cementowni Małogoszcz?

S.S.: Będzie to impuls do zatrudniania pracowników, szczególnie tych wykwalifikowanych. Już rekrutujemy ludzi i od stycznia chcemy mieć 30 osób pracujących nad projektem. Od połowy przyszłego roku do połowy lub końca 2023 roku przy samej inwestycji będzie pracowało około 500 osób dziennie. Będą to głównie firmy zewnętrzne. Ci pracownicy gdzieś muszą mieszkać, coś muszą jeść i spędzać czas wolny, więc dla sektorów mocno potraktowanych przez COVID może to być dodatkowy impuls do przetrwania i pobudzenia działalności na kolejne lata.

Jakie plany związane z regionem ma jeszcze Lafarge? Czy możemy spodziewać się innych dużych inwestycji?

S.S.: Priorytetem jest ten projekt. Te ponad 100 milionów euro musimy wydać mądrze i w terminie, do tego w trudnych czasach, ze względu na pandemię. Nie wykluczamy różnych utrudnień z tym związanych, ale nie zakładamy, że to opóźni prace.

A co chcemy zrobić w dłuższej perspektywie czasowej? Robimy plany długoterminowe, nawet do 2050 roku, przede wszystkim w kontekście tego, jak dojść do bycia neutralnym dla środowiska. Jednak dziś skupiamy się na tych dwóch krótszych okresach – do 2025 roku i do 2030. To będą inwestycje w takie obszary jak redukcja emisji i zielona energia.

W Małogoszczu w ramach projektu powstanie mała elektrownia produkująca 4 megawaty prądu z ciepła traconego dzisiaj przez piece podczas wypału klinkieru. Nazywa się to Waste Heat Recovery System. To będzie pierwsza taka elektrownia w Polsce. Będziemy potrzebować pracowników z kompetencjami do pracy w takiej elektrowni. W Europie są dwa takie zakłady, Małogoszcz będzie trzeci.

Chcemy iść dalej – bo to rozwiązanie zabezpieczy nam 30% naszych potrzeb. W perspektywie lat 2025-2030 będziemy szukać pozostałych 70%, żeby być samowystarczalnymi pod względem produkcji energii. Kolejna sprawa to surowce. Dzisiaj mam ich pod dostatkiem, ale jednocześnie chcemy je oszczędzać. Poszukujemy w Polsce odpadów poprodukcyjnych, np. kopalnianych, żeby wykorzystywać je do produkcji klinkieru oszczędzając w ten sposób własne surowce

W 2005 roku pracowałem w USA, w Davenport nad rzeką Missisipi. W tej cementowni wykorzystywano do produkcji klinkieru 11 różnych surowców, w tym tylko jeden kamień z własnej kopalni. Wtedy nieznane u nas było pojęcie gospodarki obiegu zamkniętego. To jest właśnie wykorzystanie tego, co zostało z innych gałęzi przemysłu i ponowne wykorzystanie, czyli gospodarka obiegu zamkniętego

Red.: Na koniec luźniejsze pytanie. Jest Pan związany z naszym regionem, czy ma Pan tu miejsca, do których lubi wracać?

S.S.: Ja z krwi i kości jestem “Scyzorykiem”. Kończyłem tu szkołę średnią, studia, tu rozpoczynałem karierę i później wróciłem, by zostać dyrektorem cementowni. Z Kielcami jestem związany na stałe, tu mam dom, tu mam rodzinę. W RPA byłem wraz żoną, w Austrii byłem sam, ponieważ synowie byli w wieku szkolnym. Jednak nigdy z żoną nie spędziliśmy świąt Wielkanocy czy Bożego Narodzenia poza Kielcami. Zawsze w Sylwestra wybieramy się z rodziną i przyjaciółmi na Łysicę. To nasza tradycja rodzinna. Lubię tu wracać.

Jestem też bardzo aktywny sportowo. Gram w lidze tenisa ziemnego w Kielcach. Cieszę się, że mamy tu fajną infrastrukturę sportową. Gram w golfa, kiedyś grałem też w piłkę nożna w juniorach Korony i w A Klasie w zespole Politechniki. Wraz z żoną dużo jeździmy na rowerach, dlatego cieszy nas wciąż powiększająca się sieć ścieżek rowerowych. Ciekoty, Borków czy Oblęgorek to nasze ulubione kierunki jednodniowych wycieczek rowerowych. Raz nawet wybraliśmy się trasą rowerową z Kielc do Sandomierza.

Lubimy takie wyzwania, lubimy wędrówki, udało nam się np. zwiedzić całą południową Afrykę i nawet zdobyć Kilimandżaro. Ale to Kielce są naszą Mała Ojczyzną, mają swój urok i zawsze będą dla nas najważniejsze. Ostatnie spotkanie mojego zespołu odbyło się również tu w regionie i zostało połączone ze zwiedzaniem Klasztoru na Św. Krzyżu i wędrówką po Puszczy Jodłowej. Robimy takie spotkania, bo nie samą pracą człowiek żyje i w ten sposób promujemy świętokrzyskie i pokazujemy jego najlepsze zakątki.

Red.: Dziękuję za rozmowę.

Wiadomości z regionu

Powiązane wiadomości