W planach rządu było zatrzymywanie prawa jazdy za każde przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h, również w terenie niezabudowanym. Ten pomysł jednak nie wjedzie w życie. Dlaczego?
Jak podkreśla „Rzeczpospolita”, która poruszyła ten temat, wypadki w terenie niezabudowanym są znacznie tragiczniejsze w skutkach niż te w terenie zabudowanym. Z danych policji przytoczonych przez gazetę wynika, ze w tym roku zginęło w nich o 310 osób więcej niż w wypadkach na terenie zabudowanym.
Z tego też powodu planowano żeby nadmierne przekroczenie prędkości w terenie niezabudowanym również wiązało się z utratą prawa jazdy na trzy miesiące. Jednak w przyjętym przez rząd projekcie nowelizacji prawa o ruchu drogowym nie ma tego zapisu.
Jak się okazuje, zdaniem Rzeczypospolitej, powód tej zmiany jest bardzo prozaiczny. Starostwa powiatowe alarmowały, że nie będą w stanie obsłużyć przewidywanej po wprowadzeniu tych przepisów liczby postępowań administracyjnych o zatrzymanie prawa jazdy.
Po wprowadzeniu tej zmiany liczba takich sprawa wzrosłaby o około 40 tys. Według Rzeczypospolitej, temu rozwiązaniu byli przeciwni nie tylko starostowie, ale również Ministerstwo Sprawiedliwości, które optowało za karaniu w taki sposób tylko najbardziej drastycznych przypadków – np. ponad dwukrotnych przekroczeń prędkości.
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że wypadki w terenie niezabudowanym to tylko 30% ogółu, a mimo to ginie w nich 60% wszystkich ofiar śmiertelnych.
Planowana przez rząd nowelizacja przepisów zakłada m.in. pierwszeństwo dla pieszych wchodzących na pasy, zrównanie prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h w dzień i w nocy, walkę z jazdą „na zderzaku” na drogach szybkiego ruchu i zakaz używania smartfonów na przejściach dla pieszych.