Dla mnie to jasne, że w najbliższych tygodniach powinny być również uwolnione kolejne dawki przypominające dla osób młodszych, żeby mogły się zaszczepić przed sezonem jesiennym – ocenił w rozmowie z PAP dr Marek Posobkiewicz, były Główny Inspektor Sanitarny.
Polska Agencja Prasowa: Od 22 lipca możliwe jest zapisywanie się na szczepienie drugą dawką przypominającą dla osób powyżej 60 roku życia. To dobry pomysł? Może lepiej byłoby zaczekać na szczepionkę zaktualizowaną o nowe warianty?
Marek Posobkiewicz: Dziś już wiemy, że ani przechorowanie, ani szczepienie nie daje na zawsze pełnej odporności. Nasz organizm “przypomina” sobie o istnieniu wirusa przy okazji kontaktu z nim, ale nigdy nie wiemy, jaka będzie reakcja w przypadku przechorowania. Możemy też “przypomnieć” mu o tym wirusie poprzez szczepienie. Jak pokazuje nie tylko historia szczepień, ale też tej naszej pandemii, która trwa już od ponad dwóch lat, zdecydowanie lepiej jest się zaszczepić, bo śmiertelność od czasu pojawienia się szczepionek znacznie spadła. Przed erą szczepień co pięćdziesiąta osoba mająca kontakt z wirusem umierała, czyli śmiertelność wynosiła około 2 proc. To, w przypadku kilkuset milionów osób zakażonych, dało kilka milionów zgonów na całym świecie. Obecnie, w dobie szczepień, śmiertelność wynosi ułamek procenta – gdzieś między jedną setną, a jedną dziesiątą. To pokazuje, że lepiej jest się zabezpieczyć i zaszczepić.
PAP: Czyli lepiej przyjąć drugą dawkę przypominającą już teraz, nawet, jeśli nie daje takiej odporności na nowe warianty?
M.P.: Musimy pamiętać o tym, że jest coś takiego, jak odporność krzyżowa. Na tej zasadzie wyprodukowano przed laty bardzo jeszcze prostą szczepionkę przeciwko ospie prawdziwej. W przypadku ospy prawdziwej śmiertelność wynosiła około 30 procent, a w niektórych społecznościach sięgała ponad 90 procent, co powodowało wymieranie całych miejscowości. Zauważono jednak, że kobiety, które doiły krowy, przechodziły zakażenie ospą prawdziwą lekko lub w ogóle nie chorowały. Ktoś wtedy zaobserwował, że u krów też jest ospa, czyli tak zwana krowianka. Dla człowieka nie jest strasznie zjadliwa – powoduje lekkie objawy. Jednak przechorowanie zakażenia ospą krowią powodowało, że osoba posiadała odporność krzyżową na podobnego wirusa, którym był wirus ospy prawdziwej.
ZOBACZ TEŻ: PIE: ok. 10 mld zł wyniosły prywatne wydatki Polaków na pomoc dla uchodźców z Ukrainy
PAP: W przypadku COVID-19 i jego mutacji też tak się dzieje?
M.P.: Jeżeli mamy do czynienia z różnymi wariantami, to zawsze jakaś odporność pozostaje. Czekając na to, że za ileś miesięcy pojawi się szczepionka, która będzie ukierunkowana na nowy wariant, może dojść do sytuacji, kiedy ten wariant zostanie wyparty przez kolejny krążący w środowisku. Dużo bardziej logiczne jest zaszczepienie się następną dawką przypominającą, jeżeli minęło wiele miesięcy od poprzedniego szczepienia – po to, żeby mieć tę, odporność odświeżoną. Gorzej nasz organizm sobie poradzi z kontaktem z wirusem, jeśli od ostatniego zaszczepienia minęło wiele miesięcy. Wydaje mi się, że to, co ludzie często odbierają jako zakażenie nowym wariantem, spowodowane ominięciem odporności po poprzedniej szczepionce, spowodowane jest tak naprawdę tym, że minęło zbyt wiele miesięcy od poprzedniego szczepienia i organizm nie wyhamował tego wirusa na samym wstępie.
PAP: W takim wypadku, co zrobić z grupą osób poniżej 60 roku życia? Też wprowadzić możliwość przyjęcia drugiego boostera już teraz, czy może czekać na kolejne rekomendacje Europejskiej Agencji Leków?
M.P.: Nie patrzyłbym tylko na zalecenia EMA bądź WHO. Dla mnie to jasne, że w najbliższych tygodniach powinny być również uwolnione kolejne dawki przypominające dla osób młodszych, żeby mogły się zaszczepić przed sezonem jesiennym. Już w tej chwili na świecie jest bardzo dużo zakażeń. W Polsce tych zakażeń również jest sporo, więcej niż podają oficjalne statystyki. Jeżeli byśmy chcieli te dawki przypominające uwolnić na jesieni, kiedy będzie kolejna, bardzo wysoka fala zakażeń, to wtedy będzie zbyt późno, bo wszyscy na raz w jednym okresie się nie zaszczepią. Dużo lepiej byłoby, gdyby w najbliższych tygodniach dawki przypominające były udostępnione dla kolejnych grup wiekowych.
PAP: Powiedział pan, że zakażeń jest więcej, niż w oficjalnych statystykach. Czy tym samym, należy wrócić do testowania populacyjnego?
M.P.: Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jesteśmy w zupełnie nowej rzeczywistości. Wtedy, szczególnie w pierwszym roku, byliśmy w dobie przedszczepionkowej, kiedy jedyną możliwością zabezpieczenia się było dystansowanie się, dokładna dezynfekcja, osłona twarzy. Ważne były działania ograniczające rozprzestrzenianie się wirusa i ograniczanie importowania go do naszego organizmu. Wirus pokazał przez pierwsze miesiące, przez pierwszy rok, że te bariery nie są w stanie go całkowicie zahamować, ale udawało się skutecznie spowalniać jego rozprzestrzenianie się. W chwili obecnej dużo ważniejsze pod względem bezpieczeństwa jest szczepienie się, niż masowe testowanie. Masowe testowanie nikogo nie uchroni przed zakażeniem, a jeżeli będziemy mieli świeży status zaszczepienia, prawdopodobieństwo zakażenia będzie minimalne.
PAP: W tej nowej rzeczywistości, kiedy będzie zbliżał się szczyt zakażeń, przydatne będą środki zaradcze – jak na przykład noszenie maseczek w miejscach publicznych, ograniczenie liczby osób mogących przebywać w zamkniętych pomieszczeniach czy lockdown?
M.P.: Jeżeli będzie duża liczba zakażeń, wprowadzenie pewnych restrykcji będzie pomocne. Nie ważne, czy to będzie dużo zakażeń spowodowanych covidem, czy grypą bądź jakimś innym wirusem, który może się pojawić. Powinniśmy przeciwdziałać takiemu swobodnemu rozprzestrzenianiu się. Wprowadzanie lockdownu na tym etapie absolutnie nie ma sensu. Z drugiej strony, wprowadzanie takich restrykcji, które były wprowadzane w wielu krajach Europy Zachodniej – wejście do obiektów kulturalnych, sportowych i gastronomicznych dla osób zaszczepionych, kiedy każdy miał już możliwość przyjęcia szczepionki – byłyby jak najbardziej zasadne. Jednak na pewno nie lockdown.
PAP: Wracając jeszcze do nowych wariantów. Teraz się wiele mówi o wariancie BA4 i BA5, ale czy możliwe jest przewidzenie, co nas czeka jesienią? Czy pojawi się jeszcze bardziej zakaźna mutacja?
M.P.: To, że wirusy mutują, jest czymś normalnym, to znane zjawisko w przyrodzie. Z reguły jest tak, że jeżeli jakiś wirus jest bardziej zaraźliwy, wtedy jego zjadliwość jest mniejsza. Wirusy o mniejszej zjadliwości wypierają ze środowiska warianty bardziej złośliwe. Widziałbym bardziej możliwość pojawienia się łagodniejszych wersji koronawirusa. Oczywiście, nic nie wyklucza pojawienia się bardziej zjadliwej wersji COVID-19 bądź innych wirusów. Co ileś lat dochodzi również do mutacji wirusów grypy i pojawiają się te nieco bardziej zjadliwe, powodujące cięższe zapalenia płuc i większą liczbę zgonów, niż w poprzednich sezonach.(PAP)