Mieszkańcy Chruszczyny Wielkiej, Łyczakowa i Odonowa w gminie Kazimierza Wielka protestują przeciwko pomysłowi firmy, która tzw. “gliniak w Odonowie”, czyli stare wyrobisko gliny zamierza zasypać odpadami.
Obecnie glinianka w naturalny sposób napełniła się wodą i stanowi atrakcyjny przyrodniczo i widokowo teren, który cieszy mieszkańców okolicznych miejscowości. Jednak firma, do której należy teren zamierza wypompować wodę z wyrobiska i zasypać je z pomocą odpadów, w ten sposób przeprowadzając “rekultywację wyrobiska”. Mieszkańcy nie wierzą w deklaracje, że do wyrobiska trafiać będą głównie gruz, formy odlewnicze i popioły i obawiają się, że również szkodliwe substancje, które skażą wody gruntowe i całą okolicę.
Ich obawy nie są do końca nieuzasadnione. Przypominają, że w 2018 roku na terenie zarządzanym przez inwestora planującego zasypanie wyrobiska znaleziono niemal 400 beczek z niezidentyfikowaną substancją, które musiały być zutylizowane na koszt gminy. Opowiadali o tym w programie Radia Kielce i TVP Kielce “Interwencja”.
Mieszkańcy zebrali prawie tysiąc podpisów pod petycją sprzeciwiającą się przekształceniu glinianki w wysypisko odpadów.
Władze gminy zapowiedziały, że przyjrzą się sprawie, ponieważ dokumenty złożone przez inwestora “budzą kontrowersje”. O sprawie poinformowano już sanepid, Wody Polskie oraz RDOŚ. Samorząd zamierza także wynająć ekspertów, którzy dodatkowo przyjrzą się tym dokumentom.
O sprawie dowiedział się także poseł Bartłomiej Dorywalski, który spotkał się z mieszkańcami i obiecał im pomoc.
Jednym z pomysłów na rozwiązanie sytuacji jest odkupienie terenu od inwestora przez gminę Kazimierza Wielka. Co ważne, właściciel nie odrzucił oferty – istnieje więc szansa, że wyrobisko przejdzie prawdziwą rekultywację przyrodniczą.
Wypełnienie wyrobiska – według dokumentów przedstawionych przez inwestora – ma zająć od 5 do 10 lat. Codziennie, między 8 a 18 dowożonych na miejsce będzie około 100-150 ton odpadów, co znaczy, że w tym czasie na teren wyrobiska będzie dojeżdżało około 30 ciężarówek.
fot. Bartłomiej Dorywalski/Facebook