Kampania 2024/25 w Lidze Centralnej piłkarek ręcznych dobiegła końca. Suzuki Korona Handball Kielce zajęła wysokie czwarte miejsce z dorobkiem 42 punktów i potwierdziła swoją silną pozycję na zapleczu Orlen Superligi. O zakończonym sezonie, planowanych wzmocnieniach, sile klubowej akademii i konsekwentnym rozwoju, który ma doprowadzić do walki o Orlen Superligę porozmawialiśmy z trenerem kielczanek Szymonem Żabą-Żabińskim.
Jakub Orawiec, Gazeta Świętokrzyska: -Zacznijmy od początku Panie Trenerze. Gdy 27 grudnia obejmował Pan pierwszą drużynę, to czuł Pan bardziej stres i obawę, czy może ekscytację, że po czterech latach bycia asystentem pojawiła się szansa, żeby samemu poprowadzić drużynę?
Szymon Żaba-Żabiński, Suzuki Korona Handball Kielce: –To były mieszane uczucia. Na pewno był stres wynikający z faktu, że odpowiedzialność spada już teraz na mnie, ale też zadowolenie, że w końcu człowiek będzie mógł sprawdzić swoją wiedzę w seniorskim handballu – to czego się nauczyłem na różnych szkoleniach, kursach, a także u boku trenera Tetelewskiego bo wiele lat razem spędziliśmy. Satysfakcja była tym większą, że mogłem poprowadzić zespół na szczeblu centralnym.
-Suzuki Korona Handball Kielce zakończyła ten sezon na czwartym miejscu w ligowej tabeli z dorobkiem 42 punktów. To taka sama lokata jak w poprzednim sezonie i dwa oczka więcej, niż w ubiegłej kampanii. Za Pana kadencji drużyna odniosła dziewięć zwycięstw i pięć porażek. Jest Pan zadowolony z tego wyniku?
–W każdym meczu walczymy o zwycięstwo, więc chciałbym, żeby to były same wygrane, ale jednocześnie wiemy, że w sporcie do każdego meczu trzeba się przygotować i nikt za darmo nie da nam kompletu punktów. Wiemy co mogliśmy zrobić lepiej w tych przegranych spotkaniach i taki jest cel na przyszyły sezon, żeby tych porażek było jak najmniej. Chcemy jeszcze mocniej powalczyć z tymi zespołami nad nami i odnieść z nimi więcej zwycięstw, niż tylko to jedno domowe z Żorami. W tym roku wygraliśmy wszystkie domowe spotkania, nasz parkiet, nasze ściany i oczywiście nasi kibice są dla nas wielką wartością dodaną.
–Do miejsca dającego drugą barażową lokatę zabrakło 13 punktów. To dosyć sporo, ale gdy odejmiemy porażki z zespołami, które w ligowej tabeli uplasowały się za Koroną Handball to ta strata zmniejszy się już do czterech oczek. Pana zdaniem dużo jeszcze brakuje drużynie, żeby walczyć realnie o Orlen Superligę?
–Trzeba patrzeć małymi krokami. Musimy się skupić na tym ile nam brakuje do trzeciego miejsca, później do drugiego, a w końcu do wspomnianej Orlen Superligi. Do trzeciego miejsca niewiele nam zabrakło. Ostatni mecz w Warszawie nam nie wyszedł, z Żorami na wyjeździe też mogliśmy wygrać. Trzeba tonować dalekosiężne plany jeśli chodzi o Orlen Superligę. W przyszłym roku chcemy zrobić kolejny kroczek, zdobyć więcej punktów. Budować nasz zespół i naszą siłę. Dziewczyny z roku na rok też będą nabierać doświadczenia i uważam, że w przyszłości powalczymy o Orlen Superligę.
–W tych spotkaniach z najlepszą trójką w naszej lidze często w oczy rzucała się nieskuteczność. To kwestia mentalna, że dziewczynom w tych kluczowych spotkaniach gotowało się w głowach i tych zmarnowanych sytuacji było najwięcej?
–Każdy mecz to inna historia. U siebie z Galiczanką było naprawdę ciężko i ta drużyna była naprawdę dobrze dysponowana, ale na wyjeździe mogliśmy się pokusić o niespodziankę. Jednak tak jak Pan wspomniał, w piłce ręcznej zawsze chodzi o to, żeby rzucić jedną bramkę więcej niż rywal, jak to można zacytować świętej pamięci Kazimierza Górskiego. Skuteczności na pewno zabrakło, ale musimy pamiętać, że ta skuteczność bierze się z organizacji gry, z błędów, z dyspozycji dnia, czy z sytuacji kadrowej. Zarówno z Galiczanką, jak i z Radomiem na wyjeździe dostaliśmy szybko czerwoną kartkę i musieliśmy walczyć w okrojonym składzie. Ta skuteczność nie jest jednak na takim poziomie jakim byśmy chcieli, patrząc nawet na sam bilans bramkowy. Jeśli chodzi o zdobywane bramki to jesteśmy takim ligowym średniakiem, ale obronę mamy na wysokim poziomie i tylko Galiczanka straciła mniej bramek od nas. Chcielibyśmy to bardziej spolaryzować, żeby ten atak się poprawił i mam nadzieję, że po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym pokażemy, że mamy atak na poziomie czołowej trójki w lidze. Poprawa skuteczności na pewno pomoże też nam w poprawie wyników na wyjazdach.
–Pracę z seniorkami łączył Pan z pracą przy drużynach juniorskich. Juniorki starsze doszły do ćwierćfinału mistrzostw kraju, a juniorki młodsze awansowały do Final Four mistrzostw Polski, gdzie zajęły czwarte miejsce. To chyba wyniki, które świadczą o sile lokalnej akademii.
–Na pewno. Drużyna seniorek mocno korzysta z dziewczyn, które dochodząc do wieku seniorki zostają w naszym klubie i widać, że od kilku dobrych lat ten system się utrzymuje. Także to szkolenie patrząc przez pryzmat wyników jest na dobrym poziomie, a patrząc przez pryzmat tego, że faktycznie nasze wychowanki grają w seniorkach, mamy dowód, że to się sprawdza. Na pewno dla niektórych dziewczyn to było duże wyzwanie grać w tylu meczach w tak wąskim okresie czasu. Czasami musieliśmy rezygnować z wystawienia dziewczyn w Lidze Centralnej, bo odbywały się wtedy rozgrywki juniorskie i uważam, że tak nie powinno być. Wiemy, że to są dziewczyny, które w seniorkach jeszcze się nagrają, a juniorkami będą odpowiednio jeszcze rok (Nina Smelcerz) i dwa (Zofia Sadowska), więc to jest ich główna drużyna. To, że grają w drużynie seniorskiej to duży powód do radości, ale musimy pamiętać, że one grają też w rozgrywkach młodzieżowych. Czasami trzeba je stopować, bo gra jest w tym wieku bardzo ważna, ale nie może też być przesytu. Szczególnie mówię tu o Zosi Sadowskiej, która w tym roku grała w aż trzech rozgrywkach, a obie z Niną są jeszcze kadrowiczkami. Okres, w którym trzeba łączyć rozgrywki seniorskie z juniorskimi, zawsze jest dla klubu trudny, ale myślę, że udało nam się to zrobić. Juniorkom starszym zabrakło punktu do Final Four, a juniorki młodsze zajęły czwarte miejsce w kraju. Oczywiście dwie porażki w Final Four na pewno bolą, ale do tej czwórki też trzeba było awansować i to jest bardzo dobry wynik. Wszyscy trenerzy w akademii wykonują bardzo dobrą pracę i są tego efekty.
– Podpinając to właśnie pod temat juniorek, w niektórych meczach była widoczna ta wąska kadra zespołu. Jeśli może Pan uchylić rąbka tajemnicy to są planowane jakieś wzmocnienia z zewnątrz, a może ktoś opuści szeregi ,,Pink Power” ?
-Na pewno chcielibyśmy wzmocnić drużynę. Czasami w tym sezonie nie mieliśmy możliwości, żeby rotować składem i mieliśmy wąską kadrę. W przyszłym sezonie na pewno dalej będziemy wprowadzać kolejne juniorki i mam nadzieję, że będą się rozwijać tak jak do tej pory. Jeśli chodzi o ruchy z zewnątrz to potrzebujemy wzmocnień na rozegraniu. Drużyny chcą już dopinać składy na przyszły sezon, my również szukamy i rozmawiamy. Nie mogę nic więcej na ten moment powiedzieć, ale rozmowy na pewno trwają. Więcej na pewno mógłby powiedzieć, jakby mógł mówić (śmiech) Pan Prezes Krzysztof Demko. Najlepsza jest jednak cisza, a gdy będziemy już mieli potwierdzenia to te komunikaty pójdą w weter. Potrzebujemy wzmocnień, żeby ta kadra była pełna i żebyśmy mogli próbować układać dwie równe siódemki. Zawsze można dokooptować juniorki, ale one sią uczą i nie możemy na nich opierać gry. Za kilka lat na pewno będą wiodącymi postaciami w zespole, ale jeszcze nie teraz. Tak jak powiedziałem głównym celem będzie nowa rozgrywająca.
–W tym roku drugie miejsce w Lidze Centralnej zajął Elmas-KPS APR Radom, ale ostatecznie nawet nie przystąpił do gry w barażach. Pana zdaniem Związek Piłki Ręcznej w Polsce kładzie za mały nacisk finansowy na mniejsze ośrodki piłki ręcznej, bo to nie pierwsza taka sytuacja w ostatnim czasie – JKS Jarosław, Azoty Puławy, Unia Tarnów. Chyba mamy za dużo takich przypadków, jak na profesjonalne rozgrywki ligowe.
–Każdy klub ma swoje środki finansowe i granice, w których może operować. Przeskok finansowy pomiędzy Ligą Centralną, a Orlen Superligą Kobiet jest naprawdę duży. W Lidze Centralnej był kiedyś pomysł, żeby utworzyć jakieś wymagania finansowe, ale to znieśli, bo niektóre drużyny nie mogłyby sobie pozwolić na występowanie w tej lidze. W Superlidze taki wymóg już jest i nie są to małe pieniądze. Jeśli klub nie ma mocnego sponsoringu, to finansowo nie sprosta temu wyzwaniu. Nie wiem czy to stanęło na przeszkodzie w Radomiu, może faktycznie tak jak napisali w oświadczeniu, chcą budować tę drużyną krok po kroku i za rok jak taka sytuacja się powtórzy to zagrają w barażach. Może nie chcą burzyć tego co zbudowali i zamierzają iść powoli krok po kroku własnym tempem. Jeśli chodzi o szersze spojrzenie na naszą dyscyplinę, to tak jak Pan powiedział i przytoczył kilka przykładów, niestety ostatnim czasem słyszymy o zawirowaniach jeśli chodzi o budżety i można to krótko spuentować, że źle się dzieje. Najsilniejsze kluby nie mają się czego obawiać, ale nie wszyscy na najwyższym poziomie rozgrywkowym są na podobnym pułapie finansowym. Nie wiem czy ZPRP daje odpowiednie nakłady, czy może powinien więcej partycypować jeśli chodzi o działania klubowe. To już nie chodzi o pieniądze, ale o to, żeby jakimiś usługami troszkę wspomóc te drużyny, które występują w najwyżej lidze. Też, żeby to nie wybrzmiało tak, że związek nic nie daje, bo np. piłki zawsze przed sezonem każda drużyna dostaje i tak dalej. A czy to wszystko obraca się we właściwych widełkach to trzeba już zapytać działy księgowe w poszczególnych drużynach. Kłopot jeśli chodzi o finanse na pewno jest, a różnica pomiędzy piłką ręczną, a piłką nożną jest kolosalna. Takie są realia, ale mam nadzieję, że w przyszłości ta różnica będzie mniejsza.
-Już na sam koniec chciałem zapytać o seniorską reprezentację mężczyzn. Nowym asystentem Joty Gonzaleza został mocno związany z kielecką piłką ręczną Zygmunt Kamys. Co Pan może powiedzieć o tym szkoleniowcu, gdyż nie raz miał Pan w swojej karierze z nim do czynienia?
–Kilka razy na pewno (śmiech). Graliśmy w jednej drużynie i nadal utrzymujemy kontakt, Zygmunt jest też teraz trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego. To młody i ambitny trener, który jest wielkim profesjonalistą. O piłce ręcznej mógłby rozmawiać godzinami. To była kwestia czasu, żeby wypłynął na szersze wody. Nie ma doświadczenia w Orlen Superlidze, ale teraz u boku tak doświadczonego trenera zdecydowanie się rozwinie i to kwestia czasu, żeby zaczepił się w klubie z najwyższej półki i sprzedał siebie oraz tą ogromną wiedzę, którą posiada. Bardzo mu tego życzę. Dla kieleckiej piłki to też jest duży kop i dowód, że w naszym zagłębiu są naprawdę bardzo dobrzy trenerzy i trzeba trzymać za nich kciuki.
Foto: Patryk Ptak