Już nie tylko osoby starsze, ale obecnie także młodsi coraz gorzej przechodzą COVID-19. Jak dynamicznie zmienia się sytuacja doskonale widać na przykładzie województwa świętokrzyskiego, gdzie od ponad tygodnia obserwuje się znaczny wzrost liczby osób zakażonych. O tym, jak wygląda przebieg choroby, czy w ostatnim czasie można zaobserwować nowe objawy opowiada dr hab. n. med., profesor UJK Dorota Zarębska-Michaluk, zastępca kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Profesor Dorota Zarębska- Michaluk jest m.in.: członkiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Czy jest zauważalny wzrost liczby pacjentów z COVID-19? Czy możemy mówić już o trzeciej fali pandemii?
Od ponad tygodnia obserwowany jest wzrost liczby osób zakażonych. Widzimy to w ogólnopolskich statystykach, jak też na izbach przyjęć i SOR-ach. Rośnie liczba chorych hospitalizowanych w Klinice Chorób Zakaźnych, co po części jest spowodowane pojawieniem się wariantu brytyjskiego, mutacji wirusa SARS-CoV-2, która jest bardziej zakaźna i szybciej szerzy się w populacji, a po części tym, że inne oddziały i szpitale powoli wracając do normalnego funkcjonowania przestają przyjmować pacjentów z COVID-19.
Jak szybko przybywa chorych?
Według danych publikowanych przez Ministerstwo Zdrowia wzrost liczby zakażonych liczony tydzień do tygodnia sięga kilkudziesięciu procent. Liczba osób zgłaszających się do szpitali też rośnie w podobnym tempie.
Jaki rodzaj pacjentów trafia obecnie do Kliniki Chorób Zakaźnych WSzZ ? Czy można zaobserwować jakieś nowe objawy wśród chorujących?
Obecnie, nasz statystyczny pacjent jest nieco młodszy niż ten z początku pandemii i z jesiennego wzrostu zachorowań. To wynika ze specyfiki wariantu brytyjskiego wirusa, który dotyka młodszych pacjentów. Ta kategoria chorych dobrze rokuje, śmiertelność jest niska.
Seniorzy 80+ zdarzają się teraz rzadziej, bo ta grupa w dużej mierze została zaszczepiona. Zakażenia wśród seniorów dotyczą tych, którzy z różnych powodów nie zaszczepili się. Dużą grupę chorych trafiających do szpitala z powodu COVID-19 stanowią pacjenci placówek medycznych, u których do zakażenia doszło po kontakcie z innymi pacjentami, będącymi w okresie wylęgania choroby, są to często chorzy onkologiczni lub schorowane starsze osoby, zatem rokowanie u takich pacjentów jest dużo gorsze, a śmiertelność wysoka. Nie obserwujemy nowych objawów COVID-19, odmiennych od tych, które widzimy od roku. Niestety, nadal chorzy leczeni ambulatoryjnie trafiają do szpitala zbyt późno. Mamy jednak nadzieję, że w sytuacji kiedy personel służby zdrowia zostanie zaszczepiony, podstawowa opieka zdrowotna wróci do normalnego funkcjonowania z badaniem fizykalnym pacjentów włącznie. Tylko osłuchanie pacjenta z pomiarem saturacji pozwala w porę skierować go do leczenia szpitalnego. W porę, czyli wtedy, kiedy nie jest zbyt późno na wdrożenie leczenia przyczynowego i kiedy chory ma szanse na całkowity powrót do zdrowia bez konsekwencji i powikłań. Przypomnę, że jako zakaźnicy służymy pomocą i radą odnośnie sposobu postępowania w u pacjentów z COVID-19, którzy są leczeni ambulatoryjnie lub prowadzeni w innych ośrodkach.
Czy wśród obecnie zakażonych, hospitalizowany są osoby, które przechorowały wcześniej COVID?
Nie, od początku trwania pandemii nie mieliśmy żadnego pacjenta, u którego doszłoby do powtórnego zakażenia. Według danych zbieranych w polskich ośrodkach zakaźnych są to sytuacje sporadyczne i dotyczą pacjentów z deficytami odporności. Ogromna większość tzw. „reinfekcji” to w istocie rzeczy przewlekające się jedno zakażenie. Przypomnę w tym miejscu, że niewłaściwe postępowanie w pierwszej fazie choroby polegające na stosowaniu w leczeniu ambulatoryjnym dexamethasonu, czyli leku immunosupresyjnego, stwarza wirusowi znakomite warunki do namnażania się i przedłuża okres replikacji, powodując, że wyniki badania molekularnego są dodatnie tygodniami. Kolejny często popełniany błąd w leczeniu ambulatoryjnym to włączanie antybiotyku w chorobie, która przecież ma podłoże wirusowe i antybiotyk powinno się stosować tylko w nadkażeniu bakteryjnym.
Czy zaszczepieni, bądź osoby po przechorowaniu, mogą pozwolić sobie na zupełny luz…?
Osoby, które przechorowały COVID-19 lub zostały zaszczepione dwiema dawkami szczepionki są chronione przed zakażeniem SARS-CoV-2. I przypomnijmy, że ta ochrona nie wynika tylko i wyłącznie z aktualnego poziomu przeciwciał, ale przede wszystkim z faktu istnienia tzw. komórek pamięci immunologicznej oraz odporności komórkowej, która jest niemierzalna powszechnie dostępnymi metodami. O tym, że ma kluczowe znaczenie świadczą wyniki badań opublikowane w lutym tego roku w czasopiśmie Science w pracy „Immunogical memory to SARS-CoV-2 assessed for up to 8 months after infection” https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/33408181/
Takie osoby mogą stać się źródłem zakażenia tylko w sytuacji biernego przeniesienia wirusa na powierzchni dłoni czy ubraniu od osoby zainfekowanej na inną osobę wrażliwą na zakażenie, ale wirus nie replikuje w ich drogach oddechowych. Gdyby zatem nie obowiązywały rygorystyczne obostrzenia, osoby po przebytym zakażeniu i pełnym szczepieniu mogłyby żyć normalnie. W końcu po to się szczepimy i namawiamy do szczepień.
Jakie zasady nadal bezwzględnie powinny nas obowiązywać?
Z punktu widzenia wiedzy medycznej ci, którzy nie przebyli zakażenia SARS-CoV-2, ani nie otrzymali dwóch dawek szczepionki, przebywając w pomieszczeniach zamkniętych z osobami, z którymi nie mieszkają, powinny zabezpieczać usta i nos maseczką do czasu zaszczepienia. Natomiast z punktu widzenia obowiązujących przepisów wszyscy powinni nosić maseczki, niestety również podczas przebywania na zewnątrz na świeżym powietrzu. O częstym myciu rąk i ich dezynfekcji nie wspominam, bo to robić warto niezależnie od przepisów.
źródło: wszzkielce.pl